Trwa ładowanie...
recenzja
16-03-2015 10:27

Pan Józef sprzedaje (się)

Pan Józef sprzedaje (się)Źródło: Inne
d4arosr
d4arosr

Jak pamiętamy z pierwszego tomu „Pewnego razu we Francji” główny bohater Józef Joanovici jest rumuńskim imigrantem pochodzenia żydowskiego, który we Francji dorobił się wielkiego majątku na handlu złomem. Jeszcze przed wybuchem II Wojny Światowej potajemnie sprzedawał metale Trzeciej Rzeszy, która objęta była wówczas embargiem na tego typu produkty. Nawiązane wówczas znajomości z panami z Abwehry, w ramach „Operacji Otto”, okażą się niezwykle przydatne po wkroczeniu wojsk okupanta do Francji.

W przeciwieństwie do pierwszego albumu, w którym akcja rozgrywała się na trzech, przenikających się, planach czasowych. Co było męczące i, wbrew pozorom, mało atrakcyjne, w aktualnym prowadzona jest ona linearnie. Rozpoczyna się 17 czerwca 1940 roku w porcie La Rochelle, gdy Joanovici próbuje umieścić swoją rodzinę na statku wypływającym następnego ranka z oblężonego kraju. Data jest o tyle znamienna, że tego dnia nowy premier Francji Philippe Pétain w inauguracyjnym przemówieniu powiedział, że jego kraj jest gotowy do kapitulacji.

W ostatniej chwili nasz bohater podejmuje inną decyzję. Pozostaje w kraju, aby robić intratne interesy z okupantami. Musi jedynie się zabezpieczyć oraz zapewnić bezpieczeństwo swojej żonie i dwóm córkom. Z racji swego pochodzenia sytuacja, w której się znajdują, jest nie do pozazdroszczenia. „Metalowy” boss i jego bliscy często zdani są na łaskę swoich mocodawców. Nie brakuje także „życzliwych”, którzy kierowani zawiścią, doniosą tam, gdzie trzeba, czyli na Gestapo. Na szczęście Joanovici ma silną kartę przetargową. Budowane przez lata imperium pana Józefa powoduje, że nawet w nowej rzeczywistości politycznej jest on monopolistą na wtórnym rynku metali, z którym (i na którego) muszą się liczyć naziści. W końcu prowadzą wojnę, dlatego są w ciągłej potrzebie.

Bohater manewruje między nowymi sprzymierzeńcami niczym statek, który nie chce rozbić się o skały ani osiąść na mieliźnie. Dzięki temu, że jest niezbędny, może czuć się względnie bezpiecznie. Jest w komiksie straszna i, zarazem, komiczna scena, która mnie bardzo poruszyła – po osadzeniu i prawie odesłaniu do obozu koncentracyjnego, decydenci znajdują rozwiązanie w postaci wydania odpowiednich dokumentów, potwierdzających, że Józef Joanovici jest aryjczykiem. Co prawda cena jaką musi zapłacić jest wysoka, nie mam tu na myśli walizek zawierających sztaby złota przekazywanych z rąk do rąk, a raczej wymiar emocjonalny i brzemię, które od tego momentu musi dźwigać – jest kolaborantem. Warto zaznaczyć, że nie zapomina o przedstawicielach swojego narodu, dając im pracę i schronienie.

d4arosr

Graficznie album niespecjalnie różni się od poprzedniego. Całość utrzymana jest w jednolitej tonacji kolorystycznej, na pierwszy plan wysuwają się różne odcienie brązów. Akcja toczy się dość dynamicznie, a to przekłada się na wielość i różnorodność kadrów na planszy. Chociaż, szczególnie w pierwszej części, przeważają panele wąskie i panoramiczne. Najbardziej rzuca się w oczy to, to że przedstawienie postaci ma wyraźny rys karykaturalny: bohaterzy albo mają za duże lub kulfonowe nosy, albo nazbyt szczupłe lub masywne podbródki. Jedynym wyjątkiem jest Lucie, asystentka i kochanka pana Józefa, wierna, dzielna, lojalna i piękna.

Nawet jeśli opowiadana przez Fabiena Nury’ego historia nie jest porywająca, to i tak uważam, że warto się z nią zapoznać. Ponieważ opowiada o człowieku, którego motywacja i cele mają dwuznaczny charakter, a moralna postawa jest ambiwalentna. Łatwo potępiać wszystkich, którzy podczas okupacji współpracowali z nazistami. Jednak dzięki ujęciu scenarzysty mamy okazję zaobserwować drugie dno i cenę takiej współpracy.

d4arosr
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4arosr