Trwa ładowanie...
recenzja
25-11-2014 12:11

Na tropie fałszywek

Na tropie fałszywekŹródło: "__wlasne
d1cg1xa
d1cg1xa

Każdy ma jakieś bolące miejsca wewnątrz. Każdy choć raz żałował, że się na coś nie odważył. Szukał usprawiedliwienia dla krzywdy, którą wyrządził. Albo zorientował się, że za długo zwlekał, by wyciągnąć do kogoś rękę. „Wilki dwa” to książka, która uświadamia, że nie ma sensu samego siebie oszukiwać, trzeba pewne rzeczy nazywać po imieniu. Przypomina, że „zło zawsze działa, zniewalając, dobro – uwalniając”.

O. Adam Szustak (krakowski dominikanin, gwiazda duszpasterstwa, o której głośno szczególnie w środowiskach twórczych; gotowy głosić Ewangelię wszystkim i wszędzie) oraz Robert „Litza” Friedrich (przez wiele lat muzyk Acid Drinkers, założyciel Arki Noego, członek formacji 2Tm2,3, a w ostatnim czasie także zespołu Luxtorpeda; w latach 90. przeżył nawrócenie) rozmawiają o walce, którą codziennie toczy każdy z nas. „Porażka zaczyna się od kłamstwa. Zwycięstwo od prawdy. Ta sytuacja trwa od tysięcy lat. Zły wilk atakuje coraz mocniej i nie odpuszcza w walce o naszą duszę. Dobry wilk ocala bezustannie, choć nie narzuca nam swoich ścieżek. To od Ciebie zależy, którego z nich będziesz dokarmiać”. Książka wydana przez Znak pokazuje, jak szarpią się w nas te dwa wilki. To lektura idealna dla tych, którzy przed Bożym Narodzeniem mają ochotę odbyć rekolekcje, rozmyślając nad tym, co przeczytali. Oprócz dialogu dwóch mężczyzn, znajdziemy w niej fragmenty Ewangelii, na które się powołują, oraz graficznie wyodrębnione
tematy do przemyślenia.

„Człowiek współczesny dojrzewa w nadziei, w jej konfliktach, stygnięciach i w jej powrotach” – pisał w latach 70. ksiądz Józef Tischner. Był zdania, że duchowny jest osobą, która ma dawać tę nadzieję; wysłuchiwać win, a nie obrzucać nimi. Szustak wpisuje sie w ten typ duszpasterstwa, który proponował Tischner. Pomaga ludziom wydobyć to, co w nich najszlachetniejsze. Stąd pewnie popularność rekolekcji, z którymi objeżdża Polskę. Dominikanin mówi: „Bardzo często wmawia się nam, że niemożliwe jest, abyśmy się wydobyli z tego zła, w którym tkwimy. Człowiek wikła się w takie sytuacje, grzechy, nałogi, kajdany, że w pewnym momencie wierzy temu podszeptowi, który mówi: niemożliwe, żebyś wychylił głowę ponad wodę, wrócił do życia i uwolnił się od zła. Możliwe! Istnieje dobry wilk, który jest Panem rzeczy niemożliwych”. Wyjaśnia: „Dla mnie człowiek wiary to człowiek, który wierzy w to, że niemożliwe może się stać”.

Litza nie ukrywa, że ma za sobą liczne zakręty i zwątpienia. Opowiada o piciu, poczuciu bezsensu, krokach w ciemność, cierpieniu związanym z operacjami na otwartym sercu, jakie przeszedł, oraz z chorobą nowotworową swojej osiemnastoletniej córki. Zaskakuje wyznaniem, że choć pewne doświadczenia wydają nam się zbyt trudne, nie do udźwignięcia, po czasie okazuje się, że z nich wyrosło stukrotne dobro. I że trzeba to przeżyć, by zrozumieć.

d1cg1xa

Fascynacja artysty tym, co go przerasta, wciąż w „Wilkach dwóch” powraca: „Bardzo podoba mi się Boża optyka, żeby nie patrzeć na człowieka takiego, jaki jest dzisiaj, ale na to, jaki może się stać”.

Szustak w rozmowie z Litzą podejmuje tematy, z którymi jego zdaniem współczesny człowiek sobie nie radzi: „Mamy w naszym Kościele ogromny kłopot z przyjęciem czegoś takiego jak ŁASKA. Mimo że mówi się o niej nieustannie. Zawsze jednak myślimy, że musi być zasłużona. Jest natomiast taki genialny tekst Chrystusa na kartach Pisma Świętego, w którym tłumaczy, że Jego słońce wschodzi nad złymi i dobrymi”. Zdaniem dominikanina człowiekowi tak trudno uwierzyć w to, że coś może dostać za darmo, bo cały świat jest dziś zbudowany na zasługiwaniu. Uważa, że jest w nas „nieugaszona chęć pełni sensu”, dlatego szukamy zachłannie. „A Zły wchodzi w to nasze poszukiwanie, proponując środki zastępcze. I podsuwa fałszywki, które przyjmujemy, bo wydaje nam się, że propozycje Złego nas zaspokoją”. Litza przyznaje, że wie, o co chodzi z tymi fałszywkami. Twierdzi, że „świat jest przepełniony padliną pokus” i – jak szesnastolatek – „chce imprezować, chce korzystać, chce mieć łatwo”.

W pamięć zapada fragment książki, w którym muzyk dzieli się z nami tą historią: „Ksiądz opowiadał o spotkaniu z gościem, który przeżył okupację i przeżywa dzisiejszy świat. Kiedy spotyka się z młodymi ludźmi, to mówi, że jego życie było prostsze. Bo w czasie okupacji widzieli realnego okupanta i mieli nadzieję na wyswobodzenia. Dzisiaj świat ma taką presję, taki poziom stresu i lęku jak w czasie okupacji, tylko że okupant się dobrze ukrywa i nie widać nadziei”.

Szustak i Friedrich zwierzają się czytelnikowi ze swoich słabości, by mu uświadomić, że każdy na co dzień się z nimi mierzy. Litza wyznaje: „Kiedy nie jestem blisko z Bogiem, boję się wszystkiego. (...) Po pierwsze, boję się własnej słabości, bo wiem, do czego jestem zdolny. Po drugie, przerażają mnie rzeczy, na które mnie nie stać – to znaczy, wydaje mi się, że nie dam rady”.

d1cg1xa

Duchowny nie boi się mówić, że księża wcale nie są świętszą warstwą od tych, których rozgrzeszają: „Sam fakt przynależności do wspólnoty nie znaczy, że jestem blisko Boga. Myślę, że wspólnota takim osobom czasem nawet przeszkadza, bo trzyma ich w pewnym pozorze. Czasem jest lepiej, jak ktoś się zupełnie wykolei, bo wtedy zobaczy nędzę tego, w czym jest. A można żyć latami w poczuciu, że nie jest tak źle”.

Lektura „Wilków dwóch” może być zaskakująca dla tych, których media nauczyły patrzeć na współczesny Kościół jedynie przez pryzmat chciwości i pożądliwości części księży, ich niefortunnych wypowiedzi wykluczających inaczej myślących. Tymczasem okazuje się, że są i tacy, którzy odcinają się od języka potępień; szukają słów, które sprawią, że czytelnik poczuje się mniej zagubiony.

Wiara zmieniła rozmaite lęki Friedricha w nieoczekiwane zachwyty. I on ma ochotę o tym opowiadać: „Nie wiedziałem, że moja żona będzie pięknieć, myślałem, że będzie coraz brzydsza”. Szustak, przyglądając się swojej prywatnej historii cierpień, dostrzegł, że „one nigdy by się nie przydarzyły, gdybym po prostu nie był skończonym egoistą, którego Pan Bóg próbuje nauczyć kochać”. Dlatego upiera się, że „w życiu spotyka się taką miłość, na jaką się chce odpowiedzieć”.

d1cg1xa

Gdy Litza zwierza mu się, że nie zawsze potrafi sobie poradzić z ambicją, która go gdzieś gna, ten uspokaja, że ona jest czymś naturalnym. Gdyby jednak urosło z niej tak powszechne dziś przekonanie, że skoro nie odnosi się spektakularnych sukcesów zawodowych, nie jest się wiele wartym, zakonnik zaserwowałby odtrutkę: „Jest jedna dobra metoda, która pokazuje, jak sobie poradzić z takim pragnieniem sukcesu i żeby ciągle mieć więcej. Najlepszym katalizatorem i oskrobywaniem się z takich pragnień jest kochanie kogoś. (...) Bo kochanie kogoś zawsze sprowadza się do tego, że umyjesz, posprzątasz, przebaczysz – do takich bardzo namacalnych rzeczy”.

Moda na chorobliwe ambicje i manifestowanie swojej niezależności jakoś nie mija, przekracza kolejne granice absurdu, powodując, że ludzie stają się przeraźliwie samotni (ale i zbyt dumni, by się do tego przyznać). Dominikanin zdaje się posługiwać dawno zapomnianym językiem. „Człowiek, który jest całkowicie pociągnięty miłością do kogoś, nie uznaje się za zniewolonego” – mówi, machając „Wilkami dwoma” z odległej wyspy. Być może to właśnie takie proste zdania pozwolą temu skomplikowanemu człowiekowi XXI wieku uświadomić sobie, że życie jest gdzie indziej, niż do tej pory sądził.

d1cg1xa
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1cg1xa