Trwa ładowanie...
recenzja
21-11-2014 14:29

400 stron mrocznego kryminału

400 stron mrocznego kryminałuŹródło: Inne
dgzw012
dgzw012

W zeszłym roku w Polsce ukazał się album „Batman. Długie Halloween”, wyprodukowany przez Jepha Loeba (scenariusz) i Tima Sale’a (rysunki). Komiks należy do wąskiej grupy najlepszych opowieści o Batmanie jakie powstały. Został entuzjastycznie przyjęty przez rodzimych krytyków i czytelników, pojawiły się głosy w stylu: „Jeśli mielibyście w życiu przeczytać tylko jeden komiks o Batmanie, to niech to będzie ten”. Dlatego nie dziwi, że oficyna Mucha Comics poszła za ciosem i niedawno wydała sequel – „Batman. Mroczne zwycięstwo” – który został przygotowany przez ten sam twórczy duet. A właściwie tercet, ponieważ Gregory Wrighta, który nakładał kolory, należy także uznać za „ojca” sukcesu.

Omawiana publikacja nie jest, na szczęście, tylko „odcinaniem kuponów” od popularności jaką cieszyło się „Długie Halloween”. Twórcy rozwijają osobowość Mrocznego Rycerza oraz rozbudowują emocjonalną siatkę wzajemnych relacji bohaterów, a rozwiązania graficzne Tima Sale’a ocierają się o mistrzostwo.

Główna linia fabularna jest wariacją tej znanej z „Długiego…”: znów ktoś w Gotham City popełnia seryjne zbrodnie, które przypominają morderstwa Hollyday’a. Wówczas pierwszą ofiarę zamordowano w Halloween, a kolejne morderstwa miały miejsce w Święto Dziękczynienia, na Boże Narodzenie, w Sylwestra, na Walentynki i Prima Aprilis. Wtedy ginęli przedstawiciele rodzin mafijnych Mrocznego Miasta, a tym razem ktoś uparł się, aby w każde kolejne święto – począwszy także od Halloween – zabijać policjantów. Giną w określony sposób, dlatego seryjnemu mordercy nadane zostaje przezwisko Hangman-Wisielec. Dodatkowo przy każdym trupie znajduje się kartka z dziecięcą grą w powieszonego.

„Mroczne zwycięstwo” jest bezpośrednią kontynuacją poprzedniego albumu. Batman jest początkującym detektywem. Jim Gordon, niedawno mianowany na komisarza, początkowo podejrzewa, że morderstwa stanowią element kolejnych mafijnych porachunków. Intryga się zagęszcza, gdy ktoś uwalnia pensjonariuszy Azyl Arkham. Dodatkowo zostają skradzione akta byłego prokuratora Harvey’a Denta, a nowa pani prokurator – Janice Porter – konfliktuje się z Gordonem. Komisarz miota się niczym mucha w pajęczej sieci próbując odgadnąć kto stoi za egzekucjami jego podopiecznych. W tle Batman toczy swoje śledztwo. Zrazu dość nieudolnie, ale z biegiem akcji coraz sprawniej łączy fakty. Czytelnik długo nie domyśla się, kto stoi za tymi bestialskimi czynami. Historia jest wciągająca od pierwszego do ostatniego rozdziału, a finał i odpowiedź na dwa kluczowe pytanie („Kto zabija? I dlaczego?”) jest zaskakująca.

dgzw012

„Mroczne zwycięstwo” to rasowy czarny kryminał. Intryga jest przemyślnie zbudowana, scenarzysta zadbał o logikę wydarzeń. Bohaterzy są ludźmi z krwi i kości, a nie marionetkowymi „trykociarzami”. Główne postacie aż kipią od emocji, ich wzajemne relacje są wyraziste: polecam zwrócić uwagę na wzajemną fascynację (przyciąganie i odpychanie) Catwoman i Batmana, a potem zestawić ze sobą tych bohaterów, ale już bez masek – Selina Kyle vs Bruce Wayne lub na rodzącą się więź miedzy Batmanem, a młodym Dickiem Graysonem, późniejszym Robinem.

Dodatkowo opowiadanie zawiera klasyczne elementy noir. Ponure miasto. Deszcz, mgłę i mrok. Akcja dzieje się w klaustrofobicznych przestrzeniach ograniczonych ciemnymi zaułkami. Występuje mało towarzyski i gburowaty detektyw (w tej roli sam Batman). Piękna, długonoga blondynka, która miesza szyki (w tej roli pani Porter). Sieć wskazówek i tropów rozsiana po całej książce, które dopiero podczas ostatniego spojrzenia (z góry, po przeczytaniu całości) idealnie do siebie pasują.

Po słynnej kinowej trylogii Christophera Nolana pisanie o ludzkim wymiarze i osobowości Batmana, o walce sam przeciw wszystkim, wątpliwym wymiarze etycznym tej walki wydaje się trochę nie na czasie. Nie należy jednak zapominać, że to właśnie z komiksów Loeba i Sale’a scenarzyści zaczerpnęli wiele wątków, dzięki którym Mroczny Rycerz stał się bardziej współczesny i ludzki. We wstępie do „Mrocznego…” David S. Goyer napisał: „Warto zauważyć, że Bruce Wayne pojawia się w tej historii jedynie marginalnie. A to dlatego, że jego człowieczeństwo powoli obumiera. Kiedy Harvey Dent się załamuje, pociąga Bruce’a za sobą. Takie podejście do tematu rozwinąłem później wraz z Chrisem Nolanem w filmach o Batmanie”.

Należy podkreślić, że „Mroczne zwycięstwo” nie byłoby takim świetnym albumem, gdyby nie oprawa graficzna Tima Sale’a. Wyśmienicie wczuł się w klimat tej opowieści. Nieustanny mrok, wyraziste cienie, zdecydowane kontrastów – jeśli scenariusz tego wymaga, to rysownik z długiego planu wyłuskuje jakiś szczegół, który ma znaczenie dla dalszego przebiegu akcji. Postacie wtapiają się w otoczenie, ponieważ umieszczone zostały na ciemnym tle. W niewielkim stopniu się wyodrębniają, co w chwili ataku lub nagłego ruchu zaskakuje czytelnika, a dodatkowo podkreśla atmosferę grozy. Kadrowanie jest dynamiczne, ujęcia się przeplatają: raz patrzymy z góry, raz z dołu. Batman, gdy patrzymy na niego z żabiej perspektywy jawi się nam, niczym zwalista skała.

Album liczy sobie niespełna 400 stron, a za sprawą kryminalnej intrygi oraz zagadki, która musi zostać rozwikłana, czyta się go jednym tchem. A potem jeszcze raz ogląda się wciągające plansze, aby podziwiać kunszt Sale i Wrighta. „Mroczne…” jest pozycją obowiązkową dla wszystkich, którym wydaje się, że komiksy o superbohaterach to tylko miałka rozrywka.

dgzw012
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dgzw012