Trwa ładowanie...
recenzja
27-06-2014 22:49

Braci Grabowskich ucieczki od ludzi i do ludzi

Braci Grabowskich ucieczki od ludzi i do ludziŹródło: Inne
d3fcolg
d3fcolg

Choć czytając książkę „Jak brat z bratem” można się chwilami roześmiać (na przykład wtedy, gdy natkniemy się na, jakże celną, uwagę, że „narzekanie w Polsce jest w dobrym tonie”), to o wiele częściej jednak zamyślić nad światem, w którym coraz mniej się liczy rozwój duchowy, a coraz bardziej to, w co opakować pustkę.

Bracia Grabowscy, z którymi rozmawia Hanna Halek, to: Mikołaj (wieloletni dziekan Wydziału Reżyserii krakowskiej PWST, dyrektor teatrów w Poznaniu, Łodzi i Krakowie - m.in. Teatru im. Juliusza Słowackiego, Narodowego Starego Teatru oraz Sceny STU. I chyba bardziej reżyser niż aktor) oraz Andrzej (aktor znany zarówno z „Chorego z urojenia”, „Bożej podszewki”, jak i kontrowersyjnego „Świata według Kiepskich”).

Mikołaj chętnie popisuje się erudycją; wygląda na to, że zastanawia się, jakie wrażenie wywrą na czytelniku jego słowa. Gdy cytuje Gombrowicza, brat mu odpowiada: „Według mnie on przesadza cały czas z tą mrocznością i tym, że to, co płynie z natury, jest takie wstrętne”. Andrzejowi, zdaje się, nie zależy, co kto o nim pomyśli. Wyznaje: „Wystrzegam się wszelkich napompowanych słów, które mógłbym wygłosić na przykład o miłości do teatru, mimo że nie ma możliwości, żebym ja teatru nie kochał. Wręcz przeciwnie, grając spektakl, przeżywam stany niesamowitego uniesienia, ale nie zamierzam tego wkładać w sztywne trumny definicji”.

Dziennikarka stara sie namówić Grabowskich do zwierzeń na temat życia prywatnego. Andrzej na początku stanowczo odmawia. Gdy Halek ciągnie go za język, udaje jej się uzyskać jedynie tyle: „Całe życie lubiłem małe kobiety. Po prostu. Na małą zwrócę uwagę. Mówię tylko o kwestii podobania się. Nie o tym, że chciałbym być z taką kobietą, bo wtedy trzeba ją znać, zakochać się i przeżyć miłość. Wówczas traci znaczenie, czy ona jest gruba, ładna czy brzydka. Liczy się coś innego”.

d3fcolg

Po lekturze „Jak brat z bratem” w pamięci zostają przede wszystkim dwie rzeczy: refleksje artystów na temat zmian zachodzących w polskim teatrze oraz historie z ich rodzinnej Alwerni.

Zanurzamy się w krainie dzieciństwa, gdzie „każdy był indywidualnością. Miał swoje znaczenie i odgrywał ważną rolę. Nie było lepszych i gorszych”. Słuchamy barwnych opowieści o jedynym w Alwerni aptekarzu, dentystce, naczelniczce poczty, szewcu czy malarzu pokojowym. Bohaterowie książki, w pełnych tęsknoty wspomnieniach, wielokrotnie powracają do rodzinnych stron, ale też do czasu, gdy światem rządziły proste reguły i nie było łatwych usprawiedliwień. Albo się było uczciwym, albo nie.

I choć bracia Grabowscy wyjechali z miasteczka swojej młodości, po czasie zachłyśnięcia się „wielkim światem” wracają do korzeni. W powtarzalnym rytmie natury, w prostych codziennych czynnościach widzą dziś wielką wartość. „W takich miejscach jak Alwernia wszystko jest dużo wyraźniejsze niż w dużych miastach, w których, szczególnie teraz, świat się już rozmywa, a ludzie gonią nie wiadomo dokąd” – mówi Andrzej. Mikołaj się z nim zgadza, ale zauważa równocześnie, że w człowieku wciąż trwa „wojna natury z kulturą”: „Natura mówi: »Po co się śpieszysz, żyj, przeżyj wszystko jak najprościej, jak najszczęśliwiej, powoli, ze smakiem«. Z drugiej strony rozumiesz, że jesteś członkiem społeczności, w której budujesz autorytet poprzez zdobywanie coraz to większych pieniędzy, władzy, wpływów, granie coraz większej liczby ról, coraz częściej pojawiające się nazwisko w »Vivie!«, »Na żywo« i w »Zwierciadle«”.

Po przekroczeniu sześćdziesiątki bracia w jednej kwestii zgodnie przyznają rację Gombrowiczowi: że „przed człowiekiem można się schować tylko w objęciach drugiego człowieka”. Bo choć opowiadają o ucieczkach od ludzi, to też o tych do ludzi. Przyznają, że silne jest czasem pragnienie samotności, by pracować, ale o wiele silniejsza potrzeba czułych słów oraz gestów, bycia rozumianym i akceptowanym przez drugą osobę.

d3fcolg

Chyba najbardziej interesująca jest ta część książki, w której Grabowscy zastanawiają się nad dzisiejszą rolą teatru. „Nie dopuścić do intelektualnego zubożenia ludzi. Do stępienia ich wrażliwości” – mówi Mikołaj. A Andrzej rozmyśla nad kondycją współczesnej sztuki: „Po co dziesięciu gołych skaczących chłopaczków albo stara aktorka, która chodzi naga przez cały akt? Genialna aktorka nie musi być naga. To wszystko jest na siłę. To jest nagość wymuszona, sztuczna, nieprawdziwa i mało artystyczna. Pozbawiająca sztukę jej geniuszu”. Refleksje Mikołaja biegną tym samym torem: „Od jakiegoś już czasu wydaje mi się, że problem nowej sztuki polega na tym, że w niej jest trochę za mało sensu. (...) Szczególny temat spektaklu, głębsza analiza problemów, mozaikowość refleksji, wieloznaczność postaci są elementami, które z teatru zniknęły na rzecz dokonań, które mają zszokować widza i zachwycić znudzonego krytyka”. W innym miejscu artysta zapewnia: „Nie protestuję przeciw nowym środkom, tylko niech poszukiwanie formy nie
zabija sensu”.

Przypominam sobie, co mówił mi kiedyś Krzysztof Globisz, aktor z tego samego pokolenia co bracia Grabowscy. Jego wątpliwości dotyczyły tych samych kwestii: „Dziś mamy do czynienia z dekonstrukcją rzeczywistości, tzn. ciekawe jest to, co zgruchotane, zdekonstruowane. Na każdym poziomie: sztuki, polityki, zachowań ludzkich. Tylko dekonstrukcja, jeśli nie przerodzi się w konstrukcję, to jest działalnością niszczycielską”.

Mikołaj Grabowski zauważa w książce „Jak brat z bratem”, że kilka minut wbijających widza w fotel mówi o wielkości spektaklu, a reszta jest „plewą” pracującą na minuty oczarowania. Z książką jest podobnie. Wystarczy jedno zdanie, o którym będziesz myślał pół dnia, by nie uznać czasu przeznaczonego na lekturę za stracony. Ja takie zdanie znalazłam, a Ty?

d3fcolg
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3fcolg