Trwa ładowanie...
recenzja
16-01-2014 14:34

Cztery okna w przeszłość

Cztery okna w przeszłośćŹródło: "__wlasne
d2dk3en
d2dk3en

“Cztery strony czasu” są opowieścią o starym europejskim mieście, stworzoną przez Iwonę Chmielewską na prośbę jej koreańskiego wydawcy. Spośród wszystkich miast kontynentu wybrała to, w którym sama mieszka i tworzy, przez co książka, chociaż rozpisana na dobre pięć wieków, nabrała kameralnego, intymnego wręcz posmaku bajki, jaką opowiada się własnym dzieciom na dobranoc. Głównym jej bohaterem pozostaje Toruń, lecz jego drugą, ukrytą bohaterką jest artystka, która nie ukrywa, że kreuje własną, bardzo indywidualną wizję miasta i jego przeszłości. To ważne, bo historia, także ta z podręczników szkolnych, nie jest obiektywnym freskiem. Zawsze pozostaje jakąś interpretacją, jakimś przybliżeniem do przeszłości, która wymyka się pełnemu opisaniu.

Iwona Chmielewska jest autorką niezwykle erudycyjną i jej książki zarówno w warstwie tekstu, jak i obrazu przesycają głębokie nawiązania do kultury europejskiej. Tutaj podstawową metaforę, użytą do opisu miasta i jego mieszkańców, stanowi teatr. Toruński rynek wraz z otaczającymi go kamienicami staje się bowiem sceną, na której kolejne pokolenia jego mieszkańców odgrywają swoje losy. Jednakże teatralizacja życia nie wnosi w tę opowieść sztuczności, tylko bardzo precyzyjnie podkreśla, że my, czytelnicy, pozostajemy widzami, obserwującymi fragmenty i sceny, które zostały dla nas wybrane. Teatr i odgrywanie ról powracają w tej książce w wielu różnych odsłonach, w zabawach dzieci, w dekoracjach, w pozach gapiów, obserwujących współmieszkańców i właśnie poprzez tę metaforę Iwona Chmielewska bardzo zręcznie prowadzi nas w czasy, kiedy zacni mieszczanie znacznie silniej niż my postrzegali się poprzez pełnione przez siebie funkcje, role, zawody – i niejako odgrywali siebie w publicznej przestrzeni miasta.

Przewodnikiem poprzez dzieje Torunia staje się mechaniczny zegar na ratuszowej wieży: jego cztery tarcze wychodzą na okna czterech kamienic rynku i poprzez nie zaglądamy do kuchni, która jest na wschodniej pierzei rynku, do pracowni na południu, do pokoju dziecinnego na zachodzie oraz salonu na północnej ścianie placu. Każde z tych mieszkań oraz jego mieszkańców odwiedzamy jedynie na chwilę, ponieważ każde uderzenie zegara popycha nas o trzy godziny – oraz jedno stulecie – naprzód. Zaczynamy zatem naszą wędrówkę rankiem roku 1500, kiedy pewien chłopczyk o imieniu Mikołaj uważniej niż inne dzieci spogląda w niebo. “Jest wielki mróz. – pisze Iwona Chmielewska. – W oknach czterech mieszkań wokół rynku zapalają się blade światła świec. Z kominów snuje się dym. Z daleka szczekają psy.” Dla mieszkańców renesansowego Torunia poranek zaczyna się zupełnie zwyczajnie. W kuchni kucharka szykuje rybę na wieczerzę, w pracowni introligator kończy oprawiać księgę, w dziecięcym pokoju mama karmi płaczliwe niemowlę, w
salonie młoda żona żegna męża wyruszającego na Uniwersytet Boloński. Codzienne życie anonimowych lub nie tak zupełnie nieznanych mieszkańców miasta niepostrzeżenie przeplata się z wydarzeniami wielkiej Historii, podobnie jak tekst przeplata się płynnie z obrazem, który go dopełnia i rozszerza o nowe sensy. Poprzez obraz Chmielewska jeszcze mocniej osadza swoją opowieść w historycznym konkrecie, przydając swoim bohaterom emblematy, pozy, przedmioty, detale i atrybuty, bardzo dobrze znane z historii sztuki. Nie są to erudycyjne popisy gwoli połechtania mniej lub bardziej obytego odbiorcy, autorka bardzo świadomie używa cytatów, przetwarza je, osadza w nowych kontekstach, żeby pokazać czytelnikowi z bardzo odległej przecież kultury, czym jest przeszłość Europy.

A potem zegar znów uderza i jesteśmy w roku 1600, jest godzina 9 rano, a wielkie mrozy już zelżały, bo zbliża się Wielkanoc. Zmienili się mieszkańcy kuchni, pracowni, pokoju dziecinnego oraz salonu, chociaż przeszłość nie mija przecież zupełnie bez śladu i będzie jeszcze powracać w przedmiotach, które niespodziewanie odnajdą się po wielu latach – wyszukiwanie ich jest dla dziecka świetną zabawą, ale też pozostawia pewien osad smutku, bo bardzo wyraźnie widać tu, jak przeszłość osadza się w przedmiotach, zachowywanych poprzez kolejne pokolenia, podczas gdy ich pierwotni właściciele gasną, niejednokrotnie bez śladu.

d2dk3en

I tak wędrujemy z Iwoną Chmielewską poprzez kolejne stulecia aż do roku 2000, kiedy to w pracowni zamieszka pewna pani artystka, posiadaczka bojaźliwego pieska, która właśnie kończy książkę dla dzieci w bardzo dalekim kraju. Ale przecież to również nie koniec tej opowieści, bo czas, niestrudzenie, potoczy się dalej.

Czas jest jedną z tych pozornie oczywistych, a przez to bardzo trudnych do przyszpilenia i zrozumienia koncepcji historycznych. Bardzo długo nasi przodkowie żyli po prostu w czasie przyrody, w ogromnie rozciągniętym “teraz”, którego rytm wyznaczał upływ pór roku i kolejnych dni. Chrześcijaństwo nałożyło na ów rytm przyrody inny czas, liniowy czas Stworzenia. Czas stał się jakby strzałą wypuszczoną z łuku i zmierzającą do chwili Sądu Ostatecznego, kiedy jedni zostaną zbawieni, a inni potępieni. Ale jednocześnie czas nadal krąży, zapętlony w cyklu roku liturgicznego, w którym nieustannie odgrywa się tajemnica życia i męki Chrystusa: dla mieszkańców średniowiecznego Torunia jego śmierć nie była czymś, co wydarzyło się w dawno temu w Jerozolimie, ona co roku działa się na nowo. Ale nie jest przypadkiem, że Iwona Chmielewska rozpoczyna swoją opowieść w roku 1500, w zaraniu epoki nowożytnej, kiedy świecki czas kamiennych miast wydzwaniają już miejskie zegary, regulując dni i obyczaje mieszczan i zarazem powoli
popychając ich ku nowoczesności. Własny rytm czasu miały również życia mieszkańców czterech kamienic przy toruńskim rynku i mimo że rozpoznamy siebie w marzeniach ówczesnych dzieci oraz lękach ich rodziców, musimy pamiętać, że ich losy upływały innym rytmem niż nasze i jednak w bardzo odległym świecie. W jakiś niezwykły sposób Iwona Chmielewska zdołała te wszystkie rytmy czasu spleść w jedną opowieść, ukazując nie tylko migawki z życia ludzi różnych epok, ale ukryte, głębokie idee, które ich życie porządkowały.

“Cztery strony czasu” są niezwykle precyzyjnie skonstruowaną, polifoniczną opowieścią o czasie, o trwaniu i przemijaniu pewnego miasta, a także o jego obrazie, jaki konstruujemy sobie poprzez przedmioty i opowieści – warto od niej rozpocząć przygodę z historią, bo stanowi świetne uzupełnienie i pogłębienie tradycyjnie pojmowanej nauki o przeszłości. Jest w niej niesamowite bogactwo szczegółów, ale jest przede wszystkim wnikliwy namysł nad sposobem, w jaki zwyczajne życie zwyczajnych ludzi zmienia się w historię. Bo przecież mali chłopcy, którzy uważnie patrzą w gwiazdy, wkrótce dorosną i napiszą książki, które sprawią, że odtąd będziemy spoglądali na niebo ich oczami, a codzienne gesty małżeńskiej czułości zastygną w arcydzieła sztuki europejskiej. Spod tego, co historyczne i przynależne minionym czasom, nieustająco przebija w tej książce to, co uniwersalne i wspólne dla nas wszystkich.

d2dk3en
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2dk3en