Trwa ładowanie...
recenzja
08-12-2012 16:39

Real artmarket i artysta naiwny

Real artmarket i artysta naiwnyŹródło: "__wlasne
d2lu6jf
d2lu6jf

Naczelny „performer” Rzeczpospolitej, Sławomir Shuty, powraca z nową książką i nową porcją narkotycznych wizji, których klarownie streścić nie sposób. W Jaszczurze autor rozprawia się z polskim środowiskiem literacko-artystycznym, drwiąc i obśmiewając w swoim stylu – tj. z konsekwencją buldożera. Dla miłośników Zwału znajdzie się w książce sporo delirycznych narracji na pograniczu bełkotu. Znajdzie się równie dużo lingwistycznych perełek – od wulgaryzmów nieprzyzwoitych, po wulgaryzmy społecznie przyjęte. W ramach dodatkowej zachęty warto wspomnieć: tak – niezawodna pani Basia wraca. Tym razem pod postacią skomercjalizowanego wydawniczego molocha.

Tworzy więc Shuty literacki paszkwil o literackim półświatku, umieszczając swoje groteskowe alter-ego w centrum opowieści. Nie on pierwszy, zapewne nie ostatni – rynkowe niegodziwości demaskowała równie mało cenzuralnie chociażby Dorota Masłowska . Jej Paw królowej zgodnie podzielił niezgodnych w opiniach krytyków, co – biorąc pod uwagę stopień zjadliwości proponowanej przez Shutego – może czekać także i Jaszczura. Książka jest o tyle kłopotliwa w odbiorze, że (podobnie jak cała twórczość pisarza) bazuje na bełkotliwej, miejscami przesadnie odrealnionej narracji. Fragmenty kontrowersyjne, epatujące libacyjnym i narkotycznym szaleństwem „artysty naiwnego” – Sławomira Matei vel. Shutego – raczej nikogo nie zdziwią. Autor Zwału przyzwyczaił czytelników do dosadnej stylistyki, szyderczego tonu i
bezlitosnej drwiny z korporacyjnego lifestyle’u. W warstwie „zrozumiałej” – a więc wyrastającej ponad barwny słowotok narratora – fabułę książki tworzy satyryczny traktat o mechanizmach rządzących polskim rynkiem wydawniczym. „Artdżungla”, „artmarket” czy nieco bardziej ogólnie: „frustrat zone” – podobnymi neologizmami drwi Shuty z literackiej „szopki”, która pojawia się w książce zarówno w postaci metaforycznej, jak i całkiem dosłownej. Jaszczur obfituje bowiem w sceny żywcem wyjęte z horroru, a w najlepszym wypadku – surrealistycznego transu deliryka.

Jest to jednak świadoma strategia prowokacji, którą Shuty – poprzez zdeformowaną wizję świata i przejaskrawioną autokreację – stosuje bez większej dbałości o polityczną poprawność tekstu.Perypetie powieściowego literata Sławka – dryfującego w gąszczu prowincjonalnych spotkań autorskich, zawistnych kolegów po piórze oraz artystycznych rautów, na których bywać trzeba – niewątpliwie mogą irytować. Shuty nie przebiera bowiem w słowach, często przesadnie je mnożąc i balansując (niewątpliwie celowo) na granicy dobrego smaku. Jakkolwiek szansa na zgubienie wątku jest w przypadku Jaszczura całkiem spora, jednego autorowi odmówić nie sposób – celnie portretuje postępującą komercjalizację współczesnego życia literackiego. Że robi to w sposób wybitnie złośliwy – to osobna kwestia. W książce dostaje się wszystkim po równo: od interesownych pisarzy, poprzez chciwych wydawców i przekupnych krytyków, na ogłupiałych od medialnej indoktrynacji czytelnikach kończąc. Abstrahując jednak od radykalnej wymowy książki,
wypada zauważyć językową fantazję autora. „Bełkot” Shutego w równym stopniu męczy i drażni, co mimowolnie przyciąga. Paradoksalnie warstwa zwulgaryzowanych i obrazoburczych opowieści narratora stanowi jedną z mocniejszych stron powieści, choć – co zrozumiałe – nie każdemu przypadnie do gustu. Także pod względem koncepcji intrygi „Jaszczur” przesadnie nie zdumiewa. Twórcza męka pisarza-nałogowca, któremu pisanie idzie średnio (a terminy naglą), to wątek dość typowy dla ukazania brutalnych prawideł życia we współczesnym „artmarkecie”.

Do lektury Jaszczura wypada przystąpić ze sporą dozą dystansu i tolerancji dla „performeskich” naleciałości autora. Bynajmniej nie znaczy to, że mamy książkę bagatelizować, posądzając Shutego o szerzenie pustosłowia i bezpodstawnej agresji.Ponad warstwę wulgarnej „pyskówki” narratora-deliryka wyrasta bowiem temat istotny z punktu widzenia współczesnego odbiorcy literatury. Czy jest to problematyka odkrywcza i innowacyjnie zrealizowana – można by polemizować. Chyba jednak nie warto z góry piętnować Shutego jako gbura-grafomana, skoro sam przyznaje się do celowego korzystania z maksymalnie przejaskrawionej poetyki. Jaszczur książką jest szaleńczą – do polubienia lub odrzucenia. Inna opcja raczej nie wchodzi w grę.

d2lu6jf
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2lu6jf