Trwa ładowanie...
d2yswqh
recenzja
08-10-2012 14:54

Fenomenalna sensacja

d2yswqh
d2yswqh

Nie jest sztuką napisać dobrą powieść sensacyjną, to nie piaskownica do zabawy dla takiego geniusza jak Neal Stephenson, sprzedał się za astronomiczną zaliczkę, a w ogóle to Dukaj locuta (że za mało Stephensona w Stephensonie i nie jest to „powieść totalna”), causa finita - z takimi opiniami na temat Reamde, wygłaszanymi częstokroć nawet bez jej czytania (bo po co, przecież to taka długa książka, ponad 1000 wielkoformatowych stron?), można się spotkać w środowisku fanów fantastyki.

Poniższa recenzja nie jest zatem dla tych, którzy i bez niej „wiedzą lepiej”. Nie jest też dla fanów Stephensona, bo oni i tak najprawdopodobniej po tę pozycję siegną, bez dodatkowej zachęty z mojej strony.

Chciałam natomiast zwrocić na tę wyśmienitą powieść uwagę fanów inteligentnej, nieszablonowej, wielopoziomowej intrygi, wciągającej akcji i ciekawie naszkicowanych postaci.A zarazem osób, których nie przeraża bardziej rozbudowana narracja i wgląd w życie wewnętrzne postaci. Takich, które obok akcji szukają w literaturze sensacyjnej owego mitycznego „czegoś więcej”. Sporo z nich być może nigdy nie spogląda w kierunku regałów z fantastyką, a tam, mimo że do fantastyki kompletnie nie przynależy, będzie stało Reamde.

Fabuła Reamdeto niesamowita historia, w której rewolucyjna sieciowa gra T’rain staje się narzędziem do międzynarodowego prania pieniędzy, a próba dokonania na graczach wymuszeń za pomocą komputerowego wirusa aktywizuje m.in. rosyjskich mafiozów, weteranów Specnazu, węgierskiego hakera i w niezwykły sposób komplikuje życie naturalizowanej Amerykance z Erytrei. A to dopiero początek, gdyż akcja, oprócz Seattle, toczyć się będzie, między innymi, także w Chinach, na Filipinach i w górach Selkirka na granicy amerykańsko-kanadyjskiej.

d2yswqh

Intryga wciąga, napięcie nie opada ani na moment, przeciwnie, co rusz wybuchają kolejne zaskakujące „fajerwerki”, tak metaforyczne, jak i całkiem dosłowne, a od lektury po prostu nie sposób się oderwać. Wszystko tutaj, jak zawsze u tego autora, jest przemyślane i dopracowane, aż do poziomu najdrobniejszych szczegółów.

Nie jest to klasyczny page turner, jak np. tłuczone od kilku lat na jednym schemacie produkcyjniaki Deavera , który niegdyś należał do moich ulubionych autorów gatunku. Gdy jednak postawić obok T’rainu grę sieciową wykorzystaną przez Deavera w * Przydrożnych krzyżach, widać ogrom przepaści, jaka dzieli literackiego wirtuoza od sprawnego rzemieślnika. Dlatego fakt, że *Reamdenie da się czytać bezrefleksyjnie, rejestrując co dziesiąte zdanie, uważam za jego wielką zaletę, choć z tej przyczyny zapewne nie sprzeda się ono w tylu egzemplarzach, co najnowsze powieści przywołanego wyżej Deavera czy Cobena .

Właśnie - pozostaje jeszcze kwestia ceny, która na pierwszy rzut oka może wydawać się zaporowa - 89 złotych. Po pierwsze, uwzględnić trzeba objętość tekstu, ze trzy razy większą niż ma przeciętny Deaver , Coben , czy dowolny kryminał z Czarnej Serii, za który zapłacić trzeba połowę tej kwoty. Po drugie - jakość wydania (szyte, twarda oprawa, czytelna czcionka). A po trzecie, zmienną nieprzeliczalną na pieniądze, czyli wartość literacką. Nie szafuję „dziesiątkami”, a Reamde przyznałam ją bez wahania, gdyż znalazłam w nim wszystko, czego szukam w literaturze sensacyjnej, a nawet o wiele więcej. Dobra literatura broni się sama, bez względu na gatunkowe łatki. A w przypadku Reamde mamy do czynienia z literaturą z najwyższej półki, stąd też zależy mi, byście tej pozycji nie przegapili, bo na tej półce zbyt wielu tytułów, niestety, postawić się nie da.

d2yswqh
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2yswqh