Trwa ładowanie...
recenzja
23-07-2011 13:50

Zostań Neo w swoim własnym Matriksie, czyli przypowieść filozoficzna w sztafażu fantastycznym

Zostań Neo w swoim własnym Matriksie, czyli przypowieść filozoficzna w sztafażu fantastycznymŹródło: Inne
d4ltcio
d4ltcio

MAG wydaje polskiego autora, w dodatku debiut, czyli mamy do czynienia z czymś wyjątkowym. Taka była moja pierwsza intuicja dotycząca Kamiennej Ćmy Pawła Matuszka. Tymczasem, choć opowieść niewątpliwie ma potencjał i składa się z – teoretycznie – interesujących elementów, to jednak nie porywa, a i zawarte w niej przesłanie nie szokuje oryginalnością. Również omawiana już przed ukazaniem się powieści forma, oparta na autorskiej koncepcji Lopterus Press (książka jako artefakt, forma pogłębiająca przekaz), a sprowadzająca się w tym przypadku do umieszczenia „książki w książce” i graficznego wyodrębnienia w ramach tekstu – na różne sposoby - wypowiedzi niektórych postaci, nie wywarła na mnie zbyt wielkiego wrażenia, choć to już zapewne kwestia czysto subiektywna.Założenie, o ile dobrze zrozumiałam wyczytane na jednym z for wyjaśnienia autora, było takie, że zawarta w tekście ilustrowana bajka „Dlaczego kamień leży tam, gdzie leży?” ma kluczowe znaczenie dla interpretacji całej powieści, jednak – moim
zdaniem – jej sens jest na tyle nieskomplikowany, a przekaz jasny, że można sobie swobodnie poradzić i bez tej „podpórki”, choć odgrywa ona istotną rolę w fabule i w procesie zrozumienia pewnych kwesti przez samego bohatera. Ilustracje zawarte w bajce są natomiast niewątpliwie efektowne.

Bohaterem jest Beddeos, strażnik stacjonujący w wieży na granicy cesarstwa, do którego obowiązków należy wydawanie podróżnym glejtów i uzupełnianie posiadanych przez nich zapasów wody. Towarzyszy mu mechaniczny pomocnik o imieniu Tyfon, który, najogólniej rzecz ujmując, prowadzi gospodarstwo. Beddeos nie wie, jak znalazł się w wieży i dlaczego, posiada jedynie głębokie wewnętrze przekonanie, że jego misja to rodzaj kary, zesłania, banicji.Oprócz tego trawi go dziwny niepokój, dzień po dniu nakazujący wspinanie się na pobliski pagórek i obserwację okolicy przez lunetę. Pewnego dnia w wieży pojawia się tajemniczy przedmiot, a niedługo potem strażnika nawiedzają goście, przedstawiciele różnych ras. Szybko okazuje się, że zdarzenia te nie są dziełem przypadku, podobnie jak pojawianie się na horyzoncie przerażającego czarnego olbrzyma. Zapoczątkowują one podróż Beddeosa w głąb rzeczywistości w poszukiwaniu prawdy o powodach wygnania – tak się przynajmniej bohaterowi początkowo wydaje.

W rzeczywistości Kamienna Ćma, stanowiąca niezwykłe połączenie Matriksa z * Kandydem, z lekką domieszką Incepcji na dodatek, to opowieść o zdzieraniu kolejnych zasłon fikcji w celu dotarcia do jądra własnego człowieczeństwa. Elementy fantastyczne – których autor w ogóle nie wyjaśnia, po prostu wrzucając czytelnika w wykreowany przez siebie świat – choć różnorodne i inscenizacyjnie wręcz demonstracyjnie rozbuchane, pełnią w tekście wyłącznie rolę rekwizytów, potraktowanych ściśle użytkowo. Stąd też zmieniają się jak w kalejdoskopie, bo nie o nie chodzi. *Najistotniejszy jest bohater, stawiający kolejne kroki na trudnej drodze wiodącej do samopoznania.

Jednak odpowiedzi na kluczowe pytania, rozwiązania zagadek, tajemnic – obojętnie, które określenie wybierzemy – choć dla Beddeosa zaskakujące, dla czytelnika, obserwatora z zewnątrz, stają się oczywiste dość wcześnie i żadnym zaskoczeniem nie są. Nie potrzeba do ich rozwikłania zaawansowanego filozoficznego instrumentarium pojęciowego, a jedynie elementarnej logiki – i bardzo dobrze, to podstawowa zasada w konstruowaniu przypowieści filozoficznej: przystępność.

d4ltcio

Problem polega na tym, że, poza powieleniem po raz n-ty problematyki odkrywania siebie poprzez odkłamanie otaczającego świata, Matuszek nic więcej w zasadzie nie proponuje. A głównego wątku nie realizuje w sposób na tyle interesujacy czy oryginalny, by to wystarczyło do okrzyknięcia jego debiutu „czymś więcej”. Opór bohatera przed poznaniem prawdy po jakimś czasie staje się irytujący, a gdy odpowiedzi na kluczowe pytania nie są już dla czytelnika tajemnicą, Beddeos ma do pokonania jeszcze dosyć długą drogę. Szybko staje się zatem irytujący w swojej „ślepocie” (choć jest ona konieczną częścią przesłania), a opowieść – mimo niewielkiej objętości – zdąży znużyć.

Reasumując, widać w Kamiennej Ćmie wielkie aspiracje i próbę połączenia wielu – moim zdaniem zbyt wielu – rozmaitych elementów. Interesującą, ale niezbyt udaną. To, co pozostaje po zdarciu fantastycznego kostiumu, to proste i niewątpliwie prawdziwe filozoficzne przesłanie. Z rewolucją, ani tym bardziej z rewelacją, do czynienia jednak nie mamy. Na żadnym poziomie. Z drugiej strony, nie każdy debiut rewolucją (czy rewelacją) być musi – prawdopodobnie moje rozczarowanie to wynik zawyżonych oczekiwań, o których wspomniałam na początku. Niemniej pozostaje ono faktem.

d4ltcio
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4ltcio