Trwa ładowanie...
recenzja
26-04-2010 16:06

Egzystencjalny breakdance z niezwykłym finałowym pas

Egzystencjalny breakdance z niezwykłym finałowym pasŹródło: Inne
d2qy18l
d2qy18l

W ostatniej odsłonie pamiętników Rudolfa Gąbczaka nie brak niczego, co stanowiło esencję i wartość poprzednich – dystansu, szalonego humoru, cynizmu, ironii i sporej dawki polityczno-obyczajowych aktualności. Ekscentryczna rodzinka nie zawodzi – mama Krystyna rozkręca nowy projekt związany z zabytkowym nadbużańskim młynem, ojciec Gaweł odkrywa w sobie poetyckie powołanie i miłość do delfinów, bratanek Wiktorek (szerzej znany jako Gonzo Postrach Wszechświata) zalicza pierwszy poważniejszy eksperyment z tym niezwykłym materiałem wybuchowym, jakim jest kobieta...i nikt nie tęskni za imiennikiem Valentino, który wyrusza na podbój wymarzonej łódzkiej Filmówki. Niestety, nie od strony wydziału aktorskiego. Ale jak się nie ma, co się lubi, trzeba się kontentować karierą kierownika produkcji. Rzecz jasna, fatum podąża za Rudolfem do Reymontowskiej ziemi obiecanej, dbając o to, by nie dane mu było zaznać w nowym miejscu błogosławieństwa nudy i pospolitości. Cerber domu studenckiego, portier Rajmund, to najmniejszy z
jego problemów. Jak przystało na Europejczyka, nadzieja rodu Gąbczaków integruje się ze współlokatorami – Niemcem Helmutem i Koreańczykiem o imieniu trudnym do określenia. Wszak Filmówka to uczelnia o światowym bez mała prestiżu. Już po krótkim obcowaniu z barwną artystyczną koterią Rudi marzy tylko o jednym – o przeprowadzce. Jak łatwo się domyślić, zmiana lokum to nowy tor losowych przeszkód, a płotki na trasie stanowią kolejni najemcy. W tej liczbie sataniści, menel Wicia i wróżka Anastazja. Między innymi.

Ale w życiu każdej jednostki jest określony limit nieszczęść, zaś bohater książek Fabickiej niczym stachanowiec z minionej epoki, wyrobił do tej pory co najmniej 300% normy. Nadszedł więc czas na długo odwlekaną interwencję, znanej wszak z nierychliwości, sprawiedliwości dziejowej. Na cierniste krzewy Rudolfowego żywota spadnie w końcu kilka płatków róż, czy raczej główek Brukselki. Poza szczęściem w amorach, które zapewne wyjednała mu w zaświatach przebojowa babcia Filomena, przyszły kierownik produkcji zrealizuje też autorski program telewizyjny, offowy monodram teatralny oraz zagra główną rolę w filmie dyplomowym zaprzyjaźnionego studenta reżyserii pod złowrogim tytułem „Skowyt”. Jednym słowem – wreszcie zrealizuje się artystycznie. Być może sęk tkwi w magicznym wpływie stałego aparatu ortodontycznego – wszak to krzywy zgryz Rudolf uważał dotąd za główną przyczynę swych życiowych klęsk.

Grunt to wiedzieć, kiedy skończyć. Fabickiej nie zabrakło tej cennej świadomości i zdecydowała się pozamykać wątki i cały cykl, nim jego formuła się wyczerpała. Dzięki temu oraz optymistycznemu, choć przecież mało realistycznemu, ale cóż to szkodzi, przesłaniu Tango ortodonto to płynne przejście z breakdance’a dojrzewania w tango dorosłości. Równie niebezpieczne, ale, przynajmniej pozornie, bardziej dostojne. Jak długo partnerka pozwala się prowadzić, a partner nie depcze jej po nogach. Jednak w tym drugim tańcu widzowie mogliby Rudolfowi tylko przeszkadzać, pesząc go. Pozostaje trzymać kciuki za pomyślny rozwój wydarzeń i za kolejne świetne pomysły, których, miejmy nadzieję, Autorce nie zabraknie.

d2qy18l
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2qy18l