Trwa ładowanie...
recenzja
26-04-2010 16:22

Chcemy bić MOMO

Chcemy bić MOMOŹródło: "__wlasne
d4ggjud
d4ggjud

Od czasu do czasu słychać utyskiwania krytyki literackiej, że nie pisze się u nas powieści pokoleniowych. Panuje powszechne zdziwienie, iż wspólne doświadczenia przeżytego czasu w jednym kraju nie owocują powieściami, literatura nie przetrawia, nie oswaja wydarzeń znaczących historycznie. I nie sądzę, by coś się w najbliższym czasie zmieniło - dla pokolenia, które dorastało już w wolnej Polsce historia jako taka jest mało istotna (sukcesywne ograniczenie nauczania tego przedmiotu w szkole nie spotyka z żadnym większym oporem), inne zadania przypadły nam w udziale, niż tradycyjna w Polsce śmierć w jakiejś niepotrzebnej walce z wielokroć silniejszym wrogiem. Jest wszakże jedno wydarzenie, które tkwi w dzieciach Gierkowskiego dobrobytu jak zadra - to stan wojenny. Nie mam zamiaru ukrywać, że jestem mniej więcej rówieśnikiem Jacka Dukaja, miałem tyleż samo lat, co mały Adaś, główny bohater najnowszej książki Wroniec i nie umiem wznieść się na obiektywizm, bo jest ona nie tylko (jak sądzę) o Autorze, ale o
mnie, o moich kolegach z klasy w szkole podstawowej i potem średniej. Bo dla nas stan wojenny skończył się dopiero wówczas, gdy podczas swojego expose zemdlał Tadeusz Mazowiecki. Wtedy właśnie stawaliśmy się dorośli, a zła baśń generałów WRON-u dobiegała szczęśliwego końca.

Bo Wroniec jest baśnią właśnie. A czemuż to baśń nie może być powieścią pokoleniową? W tym przypadku nadaje się po temu doskonale, rzeczywistość społeczna wówczas jasno określiła, kto jest dobry, a kto patrzy na świat poprzez ciemne okulary. Dukaj, o co nie sposób go podejrzewać, bo ma on raczej tendencje do komplikowania, dostrzegł to niespodziewane uproszczenie w moralnej ocenie wydarzeń i przyłożył do niej najbardziej adekwatny gatunek. Mały Adaś jest bezpiecznym protagonistą, uosobieniem nas wówczas, siedmiolatek wierzyć może we wróżki, może wierzyć też we wrońce, a może w końcu uwierzyć i w to, że ta niby-rzeczywistość za oknem to jest scenografia do ponurej, nierealnej opowieści, którą snują sobie dorośli, wciągając w nią mimowolnie dzieci. W tym aspekcie Wroniec przypomina mi nieco koncept głośnego filmu Benigniego Życie jest piękne, w którym dziecku, dzięki manipulacji dorosłych, okropna rzeczywistość wydaje się dobrą zabawą. Czytając Wrońca nie do końca wiemy, czy baśniowość to efekt
filtracji wydarzeń przez wrażliwość i wybujałą wyobraźnię Adasia, którą pogłębia maligna, czy to opowieść na serio w sensie gatunkowym, na ile groteskowe potraktowanie stanu wojennego można tak określić. Kolejny mocny akcent wykorzystania tego gatunku tkwi w pewnej małości wydarzeń - stan wojenny w powszechnej świadomości przechował się mniej może jako jawna niesprawiedliwość polityczna, zamach stanu, czy wreszcie zdławienie rodzącej się demokracji. Pokolenie moje i moich rodziców pamięta ten okres jako ciąg codziennych drobnych upokorzeń, składających się na jedno wielkie upodlenie: brak niemal wszelkich dóbr, wszechogarniający syf i bałagan, szarość, poczucie niemożności i beznadziei. Dla mnie stan wojenny to również brak Teleranka i gadające głowy w mundurach tego dnia w telewizji, i dorośli - przestraszeni i rozpolitykowani, ale największą wspólnotę dusz z Dukajem poczułem czytając scenę, w której Adaś przygląda się neonowej reklamie PRZEZORNY ZAWSZE UBEZPIECZONY z częścią liter, które się nie
świeciły. To właśnie jest ta małość historii, drobne upierdliwości i śmieszności ówczesnej rzeczywistości konstytuują wspólnotę naszego pokolenia, a nie wielkie powstania i hekatomby młodych, o których mógłby potem pisać z niezdrową fascynacją Rymkiewicz.

Odchodząc od kontekstu, a skupiając się na samej książce Wroniec początkowo jawił mi się jak rozbudowane ćwiczenie ze stylu, jakby Dukaj postanowił się sprawdzić w innej dyscyplinie literackiej. I sprawdził się, a to co wyszło, wcale nie jest brudnopisem, a znakomitą, konsekwentną wariacją w klimacie Lewisa Carrolla, ale bez jego bezpretensjonalności. Wroniec nie jest zabawą, nie ma tu nic z frywolności i bezpieczeństwa, jakie zapewnia odbiorcy Alicja w Krainie Czarów, Adaś bowiem nie przechodzi do swojego Wonderlandu, on żyje w świecie opanowanym przez Wrońca, degenerującego świat powieści potwora, przy którym bezlitosna Królowa Kier jest igraszką. Życie Adasia i jego rodziny jest fizycznie zagrożone, a wątek główny, quest typowo bajkowy, to mały szlachetny chłopiec, próbujący uratować swoją rodzinę z łap zła. Wroniec jest personifikacją wszystkiego, co uciska, co dławi, co nie pozwala, jego koncepcja szalenie przypominała mi teologiczne ujęcie Antychrysta, tego, który może żyć nie tylko dzięki
przyrodzonemu złu, ale przede wszystkim żerując na naszych słabościach i zaniechaniach. Wspaniały jest język powieści, zwłaszcza nazewnictwo naznaczone piętnem dziecięcego Adasiowego słowotwórczego przekręcania, roi się bowiem od Bubeków, Enesów, Puchaczy-Słuchaczy, Milipantów, U-Lotek, MOMO i Złomotów, a każdy, kto pamięta stan wojenny od razu wie, czym była Godzina Kruka.

Wroniec jest jeśli dobrze liczę siódmą powieścią Jacka Dukaja, tak pokaźny dorobek mógłby wielu pisarzy przyprawić o schematyzm, powielanie pomysłów, autoplagiaty. Tu nie ma o tym mowy - ostatnia powieść różni się wyraźnie od reszty twórczości właściwie na każdym poziomie: konstrukcji, narracji, operowania językiem, a zwłaszcza szatą graficzną. Autor zdecydował się bowiem na współpracę z rysownikiem Jakubem Jabłońskim, który o tyle pięknie, co zupełnie niepotrzebnie powieść całą zwizualizował. Wroniec nie jest bowiem wcale powieścią dla dzieci, jest zbyt okrutna i przerażająca, a przeznaczona przede wszystkim dla dorosłych, nawet bardzo dorosłych. Im odrealniony obrazek towarzyszący tekstowi na nic się nie przyda. Nie widzę powodu, by kontakt na linii wyobraźnia Dukaja i wyobraźnia odbiorcy potrzebował dosłowności ilustracji. Sam tekst do doskonałej uczty wystarczy aż nadto.

d4ggjud
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4ggjud